piątek, 13 kwietnia 2012

Nasza historia

Wyobraźmy sobie imigrantów - są w obcym kraju i żyją sobie spokojnie. Nagle zmienia się rząd i ten rząd stwierdza, że imigranci są be. Rozleźli się po całym kraju, jest ich coraz więcej. Wszyscy zastanawiają się, co z tym fantem zrobić. Ktoś wpada na pomysł - uprzykrzajmy im życie. No i zaganiają tych imigrantów do najbrudniejszych, najgorszych prac. Narzucają im normę - budujecie sto domów dziennie gołymi rękami pod batem. Imigranci jakoś dają radę. Rząd wkurza się, bo oni dalej nie chcą odejść. Rząd wpada więc na kolejny pomysł: jak nie chcą odejść, to niech się chociaż nie rozmnażają - wymrą sami. I pada rozkaz, żeby mordować wszystkich chłopców. Nic to nie daje, dalej się to cholerstwo pleni. Kolejny pomysł: mają budować sto domów gołymi rękami, ale muszą sami załatwić cegły, cement itp. Ktoś chciałby być w takiej sytuacji? Ja nie.

Pytanie, dlaczego nie odchodzą. Powód jest prosty - dookoła pustynia, gdzie nie ma wody, a tam daleko miasta wrogich ludów. Nie ma szans, żeby je zdobyć, bo i czym? Lepiej łudzić się choć cieniem nadziei, że tu przeżyjemy, niż pójść na pewną śmierć z głodu i pragnienia. Nieracjonalne? Niemożliwe? To dlaczego nikt nie wzniecił powstania w obozie oświęcimskim?

Porównanie jest dobre bo i w jednym, i w drugim przypadku chodzi o Żydów.
Wychodzą w końcu ci Żydzi-imigranci z Egiptu. Pomińmy okoliczności. Nasi bohaterowie bardzo szybko chcą wrócić do piekła, z którego uciekli. Pierwsza przyczyna-Morze Czerwone. Rozstępuje się. Druga przyczyna-wody są niezdatne do picia. Ich przewodnik wrzuca do nich drewno i wody stają się słodkie. Trzecia przyczyna - brak jedzenia. Z nieba spada manna (trochę im nie smakuje, bo jedzą ją 40 lat) i przylatują przepiórki (o, to już lepiej).
Ja kojarzę wyjście Izraelitów z Egiptu jak wycieczkę z Orbisu - wszyscy grzecznie, parami idą sobie do Kanaan. Nie do końca tak było. Izraelici non stop się buntują, budują sobie cielca, chcą ukamienować Mojżesza, za to, że wyrwał ich z piekła. Bóg co chwilę musi im udowadniać, że na prawdę ich prowadzi. Powiem szczerze, że ja dałbym już sobie spokój i zostawił ich w cholerę - niech giną na pustyni albo wracają lepić garnki pod batem. Ale On ich dalej prowadzi, bo ich wybrał. Eh ten mściwy Bóg Starego Testamentu.

Tylko tak naprawdę, co mnie to wszystko obchodzi? Ja też przypominam sobie mnóstwo sytuacji, gdy siedziałem w jakimś bagnie. Jak zacząłem z niego wychodzić, a wiązało się to z dużym wysiłkiem i walką. Też często myślałem - do cholery, przecież nie było tak źle! Tylko, że On wie, jak jest naprawdę i zależy mu na tym, żeby mnie z każdego piekła wyprowadzić. Co więcej zna moją naturę i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, ile razy będę chciał na swoje bagno wrócić. I jakoś się nie zraża, tylko walczy. Miłosierni Bóg Nowego Testamentu? A może to ten sam Bóg?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz