sobota, 18 czerwca 2011

Jestem narcyzem i egoistą

Stało się. W końcu znów tu zawitałem. Mam ze sobą bagaż pełen doświadczeń i różnych przemyśleń. Ale po kolei.

Ostatnio czytałem kilka wywiadów z gwiazdami porno (np. http://facet.dlastudenta.pl/artykul/Wywiad_z_gwiazda_filmow_porno,69426.html). Ciekawiło mnie, co te osoby myślą o swojej pracy, jak postrzegają siebie itd. W cytowanym wywiadzie aktorka mówi, że trafiła do branży, żeby zemścić się na chłopaku. Jej życiorys wskazuje na to, że jest utalentowana, studiuje medycynę, działa jako wolontariusz, ma męża. O dziwo większość z nich przyznaje, że spełnia się w tej pracy, ale nie chciałyby żeby ich córki robiły karierę w ten sam sposób.
Druga sytuacja z własnego podwórka. Nastolatka uciekła z domu do niemieckiej agencji towarzyskiej. Komentarz jednej z osób dorosłych : "w sumie jak to lubi i jeszcze jej zapłacą, to czemu nie?".
I tak się zastanawiam. Z jednej strony żyjemy w kulturze, która kładzie duży nacisk na indywidualizm. Mówimy o prawach jednostki, o jej potencjale, możliwościach, o tym że może ona sama o sobie decydować. Potem odnosimy to wszystko do siebie - "mam prawo do własnego zdania", "takie są moje przekonania i nie możesz mi ich zabronić" itd. Do tego momentu wszystko jest fajne. Ale czy czasem nie zagubiliśmy przy tym jakiegoś poczucia godności? Czym jest godność? Czy człowiek (każdy człowiek) ma jakąś godność? Czy ją nabywa, czy musi sobie na nią zapracować? Czy może ją stracić? Czy może się jej wyrzec? Chyba zbyt rzadko zadajemy sobie takie pytania.

Ja uważam, że mam godność. Mam też wartość, której nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić. Nie nadałem jej sobie sam. Nie nadał mi jej żaden kolega, żadna przyjaciółka, żaden celebryta. Bóg stał się człowiekiem i umarł za mnie. To On mi ją nadał. Nieważne, czy to "czuję", czy nie. Nieważne, czy zdaję sobie z tego sprawę, czy nie. Tak po prostu jest. BÓG STAŁ SIĘ CZŁOWIEKIEM TAKIM, JAK JA, A WIĘC CZŁOWIEK MA GODNOŚĆ! A W DODATKU TEN BÓG UMARŁ ZA MNIE! Staram się o tym zawsze pamiętać. I chociażby dlatego nie zostanę aktorem filmów porno, bo jestem zbyt cenny, żeby sprzedawać swoją najgłębszą prywatność przed kamerami z jakąś "aktorką". To samo tyczy się jakiś przygodnych wakacyjnych miłości. Nie i tyle. Ktoś musi udowodnić, że jest mnie wart. I nie zgadzam się, że mam wybujałe poczucie własnej wartości. Wydaje mi się, że i tak to poczucie jest zbyt niskie w stosunku do tego, nadanego mi przez Boga. Poza tym nie można tu mówić o poczuciu tylko własnej wartości. Wiem, że każdy ma ją taką samą, jak ja. A to, co z nią robi, to już kwestia indywidualna. Ja celuję bardzo blisko - moja Kochana jest zbyt wartościową osobą, żebym był tylko jakimś szaraczkiem. Ma zbyt wielką wartość, żebym mógł patrzeć na nią, jak na jakiś przedmiot, który odstawię na półkę, gdy już mi nie będzie przydatny. Muszę się postarać, żeby móc wziąć odpowiedzialność za Skarb, jakim jest drugi człowiek. Dopiero po uświadomieniu sobie tego, mogę myśleć, czy to ma być ta dziewczyna i dlaczego. Ale to akurat inny temat, który zostanie między nami ;)
Wydaje mi się, że boimy się powiedzieć - "Jestem człowiekiem, mam swoją godność i wartość! Ty też jesteś człowiekiem, dokładnie takim samym jak ja! Musisz na mnie zasłużyć, ale i ja muszę zasłużyć na Ciebie". Dlaczego się tego boimy? Nie wiem, może dlatego że wiąże się to z postawieniem wymagania nie tylko innym, ale i sobie?

Powtórzę jeszcze raz: jestem człowiekiem, a nie byle kim. Mam swoją godność i ogromną wartość. Ale nie jestem narcyzem. Bo nie różnię się w tej kwestii ani na jotę od czytającego te słowa.

A za błędy stylistyczne przepraszam - idzie sesja i oczy już nie te :)